Poranek w opuszczonej oranżerii
Ekipa filmowa weszła na teren dawnego ogrodu botanicznego krótko po świcie, kiedy światło rozlewa się po szklanych ścianach niczym miód po porcelanowej misie. Reżyser Marcin Twardowski wspomina, że chciał wyłapać ten jedyny moment, w którym para z ciepłego oddechu aktorów kondensuje się na zimnym szkle, tworząc tymczasową zasłonę. Ujęcie zrealizowano bez użycia sztucznej mgły, dzięki czemu efekt – choć ulotny – wygląda autentycznie i nie odciąga uwagi od bohaterów. Już wtedy wiadomo było, że klip nie będzie próbował udawać hollywoodzkiej produkcji za miliony, lecz postawi na prawdę miejsca. W rezultacie każdy z widzów ma poczucie, że mógłby wejść do tej oranżerii i poczuć identyczny chłód na policzkach.
Minimalistyczne środki, maksymalny efekt
Budżet klipu był skromny, dlatego zamiast wynajmować sprzęt do świateł scenicznych, operatorzy skorzystali z dostępnych reflektorów budowlanych i zwykłych luster. To ostatnie okazało się kluczowe: odpowiednie nachylenie tafli potrafiło skierować promień słońca prosto w kamerę, dając efekt naturalnego flary bez post‑produkcji. Przy scenach nocnych zespół podpalił kilka pochodni nasączonych aromatycznymi olejkami; dzięki temu ogień mieni się na seledynowo, co podkreśla marzycielski charakter zdjęć. Sam montaż trwał tydzień – reżyser korzystał z archiwalnych wstawek Super 8, które przypadkowo zgrały się kolorystycznie z cyfrowym materiałem. Takie połączenie starego i nowego wprowadziło lekki szum, przez co obraz wydaje się bardziej „dotykalny”.
Praca z wokalistką
Główną rolę odgrywa oczywiście wokalistka i liderka NeraNature. Reżyser celowo poprosił ją, by śpiewała fragmenty utworu na planie, nawet jeśli później w klipie słyszany jest playback. W ten sposób uzyskano naturalne naprężenie mięśni twarzy, którego trudno udawać podczas typowego lip‑syncu. Pomiędzy zdjęciami śpiewano więc a cappella, a ekipa rejestrowała również spontaniczne improwizacje, które finalnie trafiły do krótkich wstawek w mostku utworu. To drobny detal, jednak fani docenili, że dynamika w wizji i dźwięku jest spójna.
Post‑produkcja i premiera
Kiedy ostatnia klatka zgrała się z montażu, całość oddano do korekcji barwnej w domowym studio jednego z członków ekipy. Oprogramowanie open‑source wystarczyło, aby nadać obrazowi lekko chłodny filtr, w którym zieleni roślin już nie kojarzymy ze wiosennym optymizmem, lecz z wszechobecną melancholią. Premiera odbyła się na kanale YouTube, ale jednocześnie zespół zorganizował kameralny pokaz w lokalnym kinie studyjnym. Widzowie siedzieli na starych, trzeszczących fotelach, a w powietrzu unosił się zapach popcornu, co stworzyło kontrast z filmową ciszą i sprawiło, że projekcja zapadła w pamięć bardziej niż typowy seans online.